środa, 23 grudnia 2015

Rachunek sumienia


8.30. Kościół. Stoję w gigantycznej kolejce do spowiedzi i czytam kolejne pytania zawarte w Rachunku sumienia. W gruncie rzeczy nie przywiązuję do tego szczególnej uwagi – rozpraszają mnie pracownicy montujący nowe oświetlenie oraz niwelująca się powoli kolejka. Czytam, żeby czymś zająć głowę. Czytam, żeby mieć, co powiedzieć przy konfesjonale, bo przecież przed przyjściem nie miałam czasu zastanowić się nad swoimi grzechami. 

Już na końcu, jedno pytanie wybija mnie z rytmu pustego otumanienia:


Jaka jest Twoja największa wada, zwłaszcza zawiniona?


Mam dwadzieścia jeden lat, więc zakładając, że do spowiedzi chodzę przynajmniej dwa razy do roku i za każdym razem przygotowuję się do niej w ten sam sposób, Rachunek sumienia musiałam przeczytać w swoim życiu plus-minus trzydzieści razy. 

Na to pytanie zwróciłam uwagę po raz pierwszy. 


To śmieszne, ale pośród wszystkich błędów i grzechów, jakie popełniałam, nigdy w tym wszystkim nie zastanawiałam się nad swoimi wadami zawinionymi. Więc zaczynam o tym myśleć, wpatrując się w mężczyznę na drabinie. Intensywnie. Szczerze. 

Z początku nic nie przychodzi mi do głowy. Jasne, z miejsca potrafię wymienić wady, które widzę na co dzień: w wyglądzie, w swoich umiejętnościach, wszystkie powierzchowne i błahe. Typowe wady typowego człowieka, albo raczej typowej kobiety. W głębi siebie jednak wiem, że nie o to chodzi, więc szukam dalej. Głębiej. 


I odkrywam...

Zazdrość. Nie taka o chłopaka czy o czekoladkę, bo siostrzeniec ją zjadł, a sama miałam na nią ochotę. Chodzi mi o zazdrość, której doświadczasz, kiedy widzisz, że ktoś jest od Ciebie lepszy i myślisz „Dlaczego on/ona zdała ten egzamin, a ja nie? Uczyłam się więcej, powinnam zdać, on/ona na to nie zasłużył/a…” albo „Ta laska ma taką super figurę, pewnie się głodzi. Suka, poderwie chłopaka, który mi się podoba.” czy podczas meczu „Jest ode mnie lepsza, szybsza, silniejsza. Dlaczego…”. I tak dalej. W tym przypadku można już mówić o zawiści

Można polemizować, czy jest to rzeczywiście wada zawiniona. Moim zdaniem tak. Wynika z tego, że nie uczyłaś się wystarczająco dużo. Nie przebiegłaś odpowiedniej ilości kilometrów, wydzieliłaś o kilka litrów potu za mało. Zjadłaś za dużo. To wszystko jest Twoja wina. Nie tej osoby, na którą wylewasz własną frustrację. Ona to wszystko zrobiła, dlatego jest lepsza, szczuplejsza, mądrzejsza. Nie możesz jej winić o swoje błędy i grzechy. 


Później…

Zemsta. To uczucie jest silne w każdym człowieku. Goreje, parzy od środka, rozsadza. Ciężko się jej sprzeciwić. Bo jak to tak! Ktoś zrobił mi krzywdę i ja mam siedzieć z założonymi rękoma? Mam milczeć? Odpuścić? Nie, lepiej się zemścić

Ale czy na pewno?

A znacie to przykazanie? Nie czyń bliźniemu swemu, co Tobie niemiłe. 

I po drugiej stronie medalu: Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi.

Gościu, który powiedział te słowa, był podobno całkiem inteligentny i w ogóle, może jednak warto czasem zastanowić się nad tym, co prawił X-lat temu. I nad swoimi uczynkami. 


Niedługo przed podejściem do konfesjonału naszła mnie bolesna refleksja. Odkryłam swoją prawdziwą zawinioną wadę. 

Świadomie odtrącam ojca. 

Kiedy dzwoni, udaję, że tego nie widzę i nie oddzwaniam. Kiedy zjawia się raz na ruski rok, kończę rozmowę tak szybko, jak się da. Jasne, on nie jest idealny, ale ja również. Mimo wszystko jest człowiekiem, który mnie wychował, dał życie, odebrał poród o siódmej rano. Jeździł ze mną na wszystkie mecze koszykówki, nawet, jeśli tego nie lubiłam, wymaga to docenienia. 


I to jest moja refleksja na te Święta. I postanowienie, żeby jednak trochę ocieplić te stosunki. Będzie trudno i na pewno nie będzie wspaniale, jak kiedyś. Ale każdy jeden krok w przód, to o jeden krok mniej w tył. 


A Wy? Zastanawialiście się kiedyś nad swoimi wadami, zwłaszcza tymi zawinionymi?

Pozostawiam Was z tym pytaniem.



Posłowie: A tak w ogóle, to życzę Wam Wesołych Świąt w rodzinnym gronie i wspaniałego Sylwestra. Year 2016 – please, be good for us!

6 komentarzy:

  1. Błyskawiczna refleksja w mojej głowie.
    Chyba pokażę to pewnej pozornie bliskiej mi osobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to mi chodziło w tym tekście – żeby popchnąć do refleksji też innych :)

      Usuń
  2. Chustii jak zwykle porusza serce...
    Po przeczytaniu początku od razu "zaświeciła" mi się w głowie lampka, podświetlająca napis 7 grzechów głównych. 7 najczęstszych słabości, pokus, którym ulegamy. Nie zawsze zdając sobie z tego sprawę. Sama im ulegam, sama jestem słaba. Jednak jest jedna rzecz, z którą się nie zgodzę w Twoim poście. To, że my dajemy z siebie zbyt mało. Czasem pracujesz ciężej od innych, ale i tak nic z tego nie masz, nic nie zyskujesz, a nawet dostajesz po tyłku. Takie jest życie, jeden ma talent, drugi spryt, trzeci znajomości, czwarty chęci itd. Każdy coś w sobie ma, ale nie każdy może osiągnąć sukces.
    Twoja chęć "poprawy", stawienia czoła własnemu "demonowi" jest godna podziwu i trzymam kciuki,żeby się powiodło.
    Idąc za Twoim przykładem wybiorę jednego z moich demonów i spróbuję stanąć z nim do walki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Daje do myślenia!
    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Smutno mi się zrobiło, zwłaszcza przy fragmencie o ojcu, bo poczułam się, jakbym czytała siebie; rzeczywiście, zmusiłaś mnie do głębokiej reflekcji, głównie na temat tego, jaka jestem; jakie są moje wady i dlaczego wciąż istnieją. Ten tekst będę zaliczać do swoich ulubionych :3

    OdpowiedzUsuń